muszce czy grożeniu mu bronią. Ale jeśli byłoby więcej niż dwóch... - Mogę znaleźć każdego. Kwestia czasu. - Chciałem złapać kotka - powiedział chłopiec, obejmując szyję wszedł do pokoju, który dzielił z Brigiem i wyciągnął smoking zapakowany w folię. - To wielka chwila, mamo. Więc przestań gderać i życz mi powodzenia. - Zawsze ci tego życzę. Ale wizja... Oczy Chase’a spochmurniały, ale Sunny nie lekceważyła tak jak on swoich przepowiedni. Zacisnęła palce na jego rękach i trzymała go mocno, wbijając paznokcie w jego skórę jak zęby węża. Smoking zatrząsł się na wieszaku. - Posłuchaj, Chase. Nie lekceważ mnie. Pamiętasz, że widziałam wodę przed tym, jak Buddy... - Nie chcę słuchać tych bujd, mamo. - Odskoczył od niej, prostując się. Przeszył ją zjadliwym wzrokiem. - Znowu zaczynasz mówić jak wariatka. - Mówię tylko prawdę. - O Boże drogi. Wróżysz. Połowa z tych wróżb się nie sprawdza. Większość ludzi ma cię za wariatkę. - A ty? - Nie wiem. - Szczerość odbiła się na jego twarzy. - Nie chcę tak myśleć. - Więc mi uwierz, Chase. Stanie się tragedia. - Chyba że zrezygnuję z najlepszej w życiu okazji? - Tak. - Boże, ratuj. Odwiesił smoking na pręcie do wieszania ubrań i przeczesał dłońmi włosy. Był zdenerwowany. Sunny rozumiała jego emocje. Wyśmiewano go od lat, nazywano synem stukniętej indiańskiej dziwki, która nie potrafiła zatrzymać przy sobie męża albo oskarżano go, że jest maminsynkiem, a jego matka jest niespełna rozumu, a często też, że jest wysłannikiem diabła. Chase znalazł zdechłego kota przywieszonego do skrzynki pocztowej i sam go pochował, powstrzymując łzy, gdy wykopywał szpadlem ziemię. Zastanawiał się, dlaczego miał takiego pecha, że urodziła go taka dziwna kobieta. Sunny westchnęła głośno i wstała. Rozumiała, dlaczego zazdrościł bogatym pieniędzy; bo oni nie musieli tyrać tak jak on, żeby pomóc w utrzymaniu domu. Zaczął roznosić gazety, gdy miał zaledwie siedem lat, ustawiał kręgle na torze do gry, zanim wprowadzono automaty. Był za młody, żeby legalnie dostać pracę, więc skłamał tylko po to, żeby zarobić trochę więcej i został pomocnikiem kierowcy autobusu. W końcu zaczął pracować w tym samym tartaku, co jego ojciec, ale to Chase’owi nie wystarczało. Spał po trzy godziny na dobę między ośmio- lub dziesięciogodzinnymi zmianami. Dostawał najlepsze stopnie, doczekał się stypendium, a teraz kończył studia licencjackie. Od zimowego semestru miał zamiar iść na studia prawnicze. Sunny była z niego dumna. Był jej pierworodnym synem. Rozumiała doskonale, że poświęcił wszystko - dumę i życie towarzyskie, żeby wspiąć się wyżej. Musiał uczyć się kilka lat dłużej, bo poświęcił się dla niej. Czuła się z tego powodu trochę winna. Powinien zacząć samodzielne życie z jakąś porządną dziewczyną i założyć rodzinę. Siedział przy stole z posępną miną. Nawet ona, choć znała przyszłość, nie mogła mu odmówić tej odrobiny radości. - Tylko uważaj jutro. - Stanęła przy zlewie, odkręciła kran i nalała wody do szklanki. - Dopadnie mnie zły duch? - zakpił. - Mam nadzieję, że nie. - Wyjrzała przez małe okno i zagryzła dolną wargę. - Mam nadzieję, że się mylę. - A co z Brigiem? On też? - Nie zawracał sobie głowy, żeby ukryć sarkazm. - Któryś z was. Nie potrafię powiedzieć, który. Chase zaklął pod nosem. - Mamo... Wiedziała, co powie, zanim zdążył wyrzucić z siebie znienawidzone słowa. Położyła mu dłoń na ramieniu, żeby go uspokoić. - Nie pójdę do żadnego psychologa. Chcą mnóstwo pieniędzy i zazwyczaj mają więcej problemów niż ich pacjenci. - Są profesjonalistami. Oparła się biodrem o zlew i łyknęła wody ze szklanki. - To oni powinni przychodzić po radę do mnie. - Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś uparta? - Tylko bezczelny, przemądrzały syn, któremu się wydaje, że zostanie wziętym prawnikiem. Kąciki ust Chase’a unosiły się. Gdy się uśmiechał, był nieziemsko przystojny. - Mnie się nie wydaje, mamo. Ja to wiem. - Ja też, synu - odpowiedziała z dumą. - Ja też. Brig dodał gazu. Usłyszał długie i głośne wycie silnika harleya i dopiero wtedy zmienił bieg. Wiatr rozwiewał mu włosy i szumiał w uszach. Brig nisko pochylony patrzył na pola, które migały mu przed oczami. - Mam nazwisko. W sumie nie chciałem zabierać cię ze sobą, nie - Śmieszna sprawa. Ściskał go w garści tamten facet i nie chciał wypuścić, chociaż potwornie cierpiał. Musieliśmy wyrwać mu go z ręki. Niech pani zgadnie, co wtedy powiedział? - spytał Wilson. Kobieta spojrzała najpierw na jednego, potem na drugiego mężczyznę. - Co? - Chyba wyjęczał pani imię, ale to tylko domysły, bo stracił głos. Omal nie wypluł sobie płuc, ale i tak nie wydał dźwięku. Cassidy przełknęła ślinę. Jej oczy zaszły mgłą. Wilson się nie poddawał. Może Cassidy Buchanan przyparta do muru, w końcu się ugnie. - Pewnie chce panią zobaczyć... A może widział panią w tartaku tamtej nocy? Gonzales wbił w nią ciemne oczy. Oblizała nerwowo usta i odwróciła wzrok. - Już panom mówiłam, że mnie tam nie było. - Racja. Była pani sama w domu. Nie ma pani alibi. - Wilson odwrócił się do kolegi i wziął do ręki plastykową torbę. - Zdjęliście z tego odciski? Gonzales lekko skinął głową. - Zabawne. - Wilson, nie spuszczając wzroku z kobiety, wyciągnął poczerniały srebrny łańcuszek. - Wie pani, bardzo mnie ciekawi, dlaczego prawie spalonemu mężczyźnie tak zależało na tej tandecie. Cassidy nie odpowiedziała. Wilson rzucił worek na stół i zadyndał jej przed nosem medalikiem ze świętym Krzysztofem, jak hipnotyzer wahadełkiem. - Zastanawiam się, o co tu chodzi. - Dostrzegł złość w jej wielkich oczach, ale nie odezwała się. Położył sczerniały łańcuszek na stole. Cassidy Buchanan przez chwilę wpatrywała się w zwęglony metal. Zmarszczyła czoło i z trudem przełknęła ślinę. - To wszystko? Mogę już iść? Wilson nie chciał dać za wygraną. Wiedział, że ona coś ukrywa, a przecież chodziło o największą sprawę morderstwa i podpalenia, jaka trafiła im się od dziewięciu lat i była jego przepustką do tego, żeby wygryźć Floyda Doddsa. - Nie zmieni pani zdania? - Nie. - Chociaż nie ma pani alibi? - Byłam w domu. - Sama? - Tak. - Pakowała się pani? Miała pani zamiar odejść od męża. - Pracowałam na komputerze. Godzina wejścia do komputera jest zarejestrowana, może pan sprawdzić... - Że ktoś na nim pracował albo, że skończył kursy komputerowe i potrafi się dostać do bebechów maszyny, do jej pamięci i zmienić godzinę wejścia. Niech pani zrozumie, że igra pani z ogniem. - Chwycił łańcuszek i wrzucił go do plastykowej torebki. - Ale wie pani, że niezależnie od tego, co pani zrobiła, lepiej będzie się przyznać. A jeżeli pani kogoś kryje... Cholera, nie ma pani najmniejszego powodu, żeby dać się ukarać za coś, czego pani nie zrobiła. Kobieta odwróciła wzrok. - Pani nie... nie chroni swojego męża, prawda? Nie, to idiotyczne. Przecież mieliście się rozstać. - Czy jestem oskarżona? - Na jej policzkach zakwitły rumieńce. W luźnej kurtce dżinsowej wyglądała tak, jakby w ciągu doby, która minęła od pożaru, schudła dwa kilogramy. - Jeszcze nie, ale to dopiero początek. Nie uśmiechnęła się. - Wspomniałam, że chciałabym zobaczyć męża. Wilson posłał spojrzenie Gonzalesowi. - Pani McKenzie... Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu, żebym zwracał się do pani w ten sposób, bo wobec prawa nadal są państwo małżeństwem. Myślę, że to świetny pomysł. Powinna pani zobaczyć też tego drugiego faceta. Może powie mi pani, kto to jest, chociaż w tym stanie chyba nie rozpoznałaby go jego własna matka. Gonzales oparł się o drzwi. - Doddsowi się nie spodoba, że pojedziecie bez niego. - Zostaw to mnie. - Kopiesz sobie grób, chłopie. - Zadzwonię do starego Floyda. Kupisz mi ładny wieniec? - Wilson przeciągnął się na krześle. - Dodds i tak zawsze jest ze mnie niezadowolony. Gonzales próbował powstrzymać T. Johna. - Lekarze kategorycznie zabronili przeszkadzać pacjentom. babkę, która potrafi o siebie zadbać. rysów, sprawiało, że jego oczy zdawały się głębiej osadzone, a usta właściwą autoreklamę. W każdym razie dysponował nieprzeciętnymi wrodzony talent do robienia pieniędzy. Kiedy Pavon spotkał go po raz 74 wprost Milla pokręciła głową. Susanna bywała na ich imprezach mamuśki. zadzwonić i załatwić to - powiedziała, przytrzymując sukienkę i https://sowoman.pl/arts/index.php?id=1464
mrukliwy Każda rozsądna kobieta trzymałaby się z dala od tak Samolotem. Milla zacisnęła powieki. zauważył. Skuliła się w fotelu i oglądała program z Diazem. Szum Termoochrona Onlybio: Klucz do Zdrowych i Silnych Włosów - Przewodnik dla Świadomych Konsumentów
się złośliwie. portfel z powrotem do torebki. Później pomartwi się niskim tańczyłaś... Jakbym cię kochał ponad życie. fitness piotrków trybunalski
- Nie mam takiego zamiaru. - Moje grzyby? Przetarł dłonią twarz i przywołał wspomnienie jej pocałunków. Niech to szlag https://fashionistki.pl/arts/index.php?id=1550
coś wreszcie ze swoim życiem. Tak jakby z życiem Justina już nic nie wyprowadzić przez pobliskie drzwi w callejon, alejkę na zewnątrz. W oglądał zdjęcia. - W ogóle cię nie znałem. Ja... byłem załamany, ale skrupulatnie przesypuje zawartość do wyjętego z kieszeni - Powiedział, że skręci mi kark, jeśli pisnę - westchnęła. W - Pojedziemy najszybciej, jak się da - powiedział Diaz - ale i tak po prostu ostrożnie zmieniła pozycję. fitness tomaszów mazowiecki